Zapowiedź - Mortal Kombat: Shaolin Monks
SS-NG #34 wrzesień 2005
13






Paweł "Gonzo" Kazimierczak
PRODUCENT: Paradox Development  WYDAWCA: Midway/EA Polska  GATUNEK: zręcznościowa  WWW
    Kupując konsolę liczyłem na to, że z dzikim uśmiechem powrócę do Smoczej Serii. Teksty Gulka tak mocno wryły mi się w świadomość, że rozłąka z sagą (mimo, że jestem umiarkowanym fanem bijatyk) była bolesna. Jak mogliście przeczytać przy okazji recenzji MK: DECEPTION, zawiodłem się. I to srogo. Zapowiedź do przeczytania w pięć minut.
MKD biło rekordy popularności, więc grzechem dla duetu Tobias & Boon byłoby nie wykorzystać potencjału rynkowego takiego hiciora. Nie wiem czy czuli, że gracze mogą nie przełknąć kolejnego ledwo ciepłego kotleta, ale najnowsza część to chodzona bijatyka. Większość informacji możecie znaleźć w jednym z ostatnich numerów SS-NG, teraz w nasze podejrzliwe łapki wpadła wersja demonstracyjna MORDY W KOMBAJN: SHAOLIN MONKS.



  KUNG LAO


Mogłem wybrać tylko singleplayer, ko-op był niedostępny (opcji sieciowej brakuje), więc nie wiem niczego o głównej atrakcji nowego MORTALA, czyli sprzątaniu poziomów we dwóch. Nic to, twardo ląduję w norze Goro i brnę. Dostępne ataki to launch, quick i power attack. Wciskając spust (mówię cały czas o xboxowej eSce) otrzymujemy inny atak. Prawy spust to lokowanie się na przeciwnikach. Czarny służy za rzuty i podnoszenie broni, prawy za fatality. Fatale wykonujemy po naładowaniu się ikony smoka w lewym górnym rogu.



Napełniamy ją krwią zabitych poprzez stosowanie kombosów. Wykończenie robimy na… krzyżaku. Tak, to pewne nowość. Są też ataki z powietrza, z biegu, a nasza postać w trakcie gry ma poznawać nowe ciosy. Prawy analog to kamera, jednak mamy ograniczony ruch nią. Są trzy do wyboru: blisko, normalnie i panoramiczna. Najlepsza jest normalna, bo widać sporo pola walki, a i można cieszyć oko postaciami. Grafika jest przyzwoita, ale nie liczcie, że zrobi Wam brutality. To raczej friendship. Modele są w porządku, jedynie obrót Kung Lao jest trochę przekolorowany. No i nie mogę się przyzwyczaić do wizerunku Liu, bishonena wszech czasów. Areny są trochę monotonne i choć występują rozrzucone czaszki czy ogniska, na które możemy wrzucić sługusów zła, to i tak może być lepiej. Pocieszam się, że w demie dano mi jakichś skrawek terenu do przejścia w piętnaście minut.



Cała gra ma oscylować wokół 10-12 godzin gry (bez sekretów), więc pewnie i urozmaicenia się znajdą. Na końcu dema czeka na nas Baraka, dość ciekawy boss. Gdy zabieramy mu połowę energii, po arenie zaczynają biegać dwaj podpaleni przezeń goście. Gdy ich dotkniemy, tracimy część energii. Fajnie wymyślone.
adwokat lodz alimenty